poniedziałek, 14 października 2013

Jeszcze długa droga.....


Jeszcze długa droga i ciężka praca nad sobą......zanim zamknę rozdział pt. małżeństwo.

Choć nie mogę powiedzieć i tak jest lepiej niż rok czy dwa lata temu. Nie płaczę już codziennie, nie myślę o nim 24 godziny, ale jeszcze boli.
Moje małżeństwo hmm......, przez siedem lat było pięknie - tak myślałam, byłam matką, żoną, sprzątaczką, praczką i wsparciem gdy on robił karierę i piął się coraz wyżej.
A ja po studiach - miałam marzenia, chciałam iść na podyplomówkę, znaleźć ciekawą pracę, wyjść za mąż i mieć dwójkę dzieci.
Za mąż wyszłam, mam syna, na podyplomówkę nie poszłam - bo usłyszałam, że on będzie robił karierę a ja mam zajmować się domem, żeby rodzina i dziecko nie ucierpiało. Na pracę na szczęście się zgodził - może dlatego, że kocha pieniądze.
Tak więc przyjęłam ten model małżeństwa, moja praca od 8 do 16 nic nieznacząca, po pracy szybko po dziecko, obiad, porządek (zawsze musiał być), pojechać z synem na zajęcia dodatkowe, kąpiel, położyć dziecko spać, czekać aż zmęczony przyjdzie do domu, wydać obiad i ..............pustka. A on praca, podyplomówka, kurs języka, piłka nożna - tak dla relaksu.

Czy tak było od zawsze? Nie, kiedyś po pracy biegł do domu, aby z nami po prostu być, posiedzieć wieczorem, porozmawiać, pobawić się z synem. Wymagający był zawsze - porządek, obiad, śniadanie do pracy - to moje obowiązki, a jego - zarabianie na rodzinę.
Nigdy nie chciał rozmawiać o uczuciach, moich i swoich potrzebach, mówił "faceci tak nie maja, żeby o tym gadać".
Właściwie za czym ja płaczę, że całkowicie poddałam się jemu, że zatraciłam siebie, że nic mnie nie interesowało poza sprostaniem jego wymagań, że ubierałam się tak jak on tego chce, że ciągle byłam na diecie aby nie przytyć, bo lubi szczupłe. Wszystko w domu było ustawione pod niego.
I co mi z tego przyszło.... zdrada, rozwód - który jeszcze trwa, pustka. Usłyszałam, że jestem głupia, że nie poradzę sobie.

Pierwszy krok już zrobiłam - postawiłam się i złożyłam pozew o rozwód z orzekaniem o jego winie, nie poddałam się walczę o siebie i syna już ponad rok.
Krok drugi - to wyprowadzka, dałam radę - jednak nie jestem tak beznadziejna.
A teraz czas na kolejny krok - odnaleźć siebie, swoje priorytety. Gdy o wszystkim się dowiedziałam to nawet nie miałam koleżanki do której mogłabym pójść i wypłakać się (wszystkie odstawiłam, bo jemu przeszkadzały), na szczęście byli rodzice i siostra - bardzo dziękuję im że są i wspierają mnie.
I tak idę tą drogą w poszukiwaniu siebie gdzie raz mam pod górkę, a raz z górki. Odzyskałam niektórych - prawdziwych znajomych, poznałam nowych, poszukuję swoich pasji.

SZUKAM SIEBIE, SZUKAM SPOKOJU, SZCZĘŚCIA



Polecam :

1 komentarze:

  1. Na pewno znajdziesz siebie bo już zaczęłaś walczyć o siebie. Zapowiada się ciekawy blog na pewno będę tu Ciebie odwiedzać.

    Pozdrawiam
    Kreska

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za odwiedziny i pozostawiony komentarz. W miarę możliwości "przyjdę" z rewizytą
Zapraszam ponownie :)